5.21.2009

Rozdział Ósmy - Praca Nie Hańbi

Ostatnimi czasy miałem pewien przebłysk. Nie ma sensu opisywanie każdego mojego dnia. Zwłaszcza ostatnich. Zatem skrócę, co nudniejsze i napisze, co ciekawsze.

 

Otóż pracuję ostatnio dla żydów. Czemu? Bycie nomadą nie jest tanie. Jestem nim a nie mam nawet namiotu. Tylko głupi idzie na wędrówkę bez przygotowania, toteż zbieram na potrzebny sprzęt. 

Ubrania, koc, konserwy, narzędzia i wspomniany namiot. Broń też nie zawadzi. To wszystko kosztuje a ja nie śmierdzę groszem zbytnio.

 

Więc właśnie pracuje już od koło miesiąca. Cały czas w Trade Center. Nazwa miasta wielka i budząca nadzieje jest przykrywką dla biedy, jaka tu jest. Rdzenni mieszkańcy to obszyczymury, dziwki, farmerzy, łowcy i najgorsi najemnicy. Skąd wiem, że najgorsi? Bo sam takim teraz jestem.

Karzą mi zabijać ludzi chcących zwędzić coś handlarzom. Raz musiałem zabić siedemdziesięcioletnią staruszkę za to, że zwinęła termos. Cholera mnie bierze.

Nic to... 

 

Całe miasto to głównie ruiny otoczone kanionem. Jest tu chyba z5 budynków, które nadal mają dach. Całą reszta przykryta jest płachtami jakiś materiałów. Prawdziwe namioty. Miejsce to jest punktem centralnym  szlaków handlowych. Jego lokacje znają tylko mieszkańcy i handlarze z obstawą. Trudność dostępu jest świetną osłoną i pozwala tym bogaczom na wymianę towarów bez strachu o bandytów. He... Ironiczne. Gdyby się nie bali to, co my tu robimy? Pilnujemy ich cennych majątków przed żebrakami. Nie jestem z tego dumny.

 

Póki, co pracujących jest nas pięciu. Było około, trzydziestu ale większość zginęła wraz z konwojem Eda. On sam teraz odchorowuje swoje. Wszystko na moich barkach. Pilnowanie zagrody, straganu, patrole i misje specjalne. Ostatnio jest ich zatrzęsienie. Aż trzy w tygodniu.

Opowiem wszystkie.

 

Pierwsze było równy tydzień temu... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mawiano że...