11.06.2009

Rozdział Dziewiąty - Ta Jedna Jedyna I Wyśniona

Był to słoneczny dzień. Do tego strasznie upalny. Towary gniły czekając aż kolejny konwój przyjedzie. Poprzedni właśnie się pakował.

Przechadzałem się właśnie i pilnowałem czy przypadkiem przed wyjazdem nie chce im się zrobić czegoś głupiego i nieodpowiedzialnego.
Muszę przyznać że choć stałem się już znanym jegomościem nie wzbudzałem jakiegoś szczególnego respektu u przejezdnych. W moim wypadku określenie "białas" nabiera nowego wydźwięku.
Do tego moje ubranie... Które trochę się zmieniło od ostatniego razu.

Moją biało-czarną fryzurę przykryła czapka z daszkiem, na klatę przyjąłem kurtkę lotniczą a spodnie ustąpiły grubym wojskowym portkom w wzorek moro... Płaszcza nie wyrzuciłem i nadal go nosze. Niech będzie mi towarzyszyć zawsze.
Dorobiłem sobie również całą masę kieszonek do tej kurtki. Jestem jak chodzący plecak.

Ale do rzeczy. Tego dnia gdy już skończyłem obchód zajrzałem do mojego przyjaciela.
"Black Santa's Helper" albo BS jak go nazywam jest handlarzem bronią. Przyjemny typ a jego sklep to prawdziwy arsenał na IV wojnę światową.
Jego skrawek ziemi w Trade Center to fundamenty wraz z kilkoma ścianami przykryte płachtą w czerwono-żółto-zielone paski... Tak jest. Kolo lubi Rege i Rap. Zawsze jak z nim gadam wiem co powiedzieć i nawet nie muszę się starać.
W końcu powtarza ciągle że jak się nie wie co mówić to się mówi niewyraźnie. Ach... Stary dobry BS. Przeprowadziliśmy "rozmowę."

- Yo ziom, obczaj co mi te kapiszoniaki przytachały. Nowiutka M4. Cała nawet z nabojami! Mmm... chciało by się postrzelać nie mam racji? Ale wiesz...
- Wiem BS, stary psie... Kapiszony jadą na strzelnice... kiedy przywiozą nowe banany? Wiesz że sałatę mam tylko na banany...
- Eee... a twoja rura nie jest bananem ziom... a ją tachasz.
- No... właśnie. Stara rura to za mało. Potrzeba mi banana który ma powera jak to.
- Hmmm. Ziom, chyba czas byś poznał moją Babye.
- Zamknij się! Masz laskę?
- Nee... ne tyle laska co ostra rura... kminisz?

Nie, BS nie kminiłem. Ale szybko zacząłem. Przyjaciel mój bowiem przedstawił mi ją...

- No Phil psie, obczaj to cacuszko. Aż się chce być High! Zapoznaj się a ja strzele bucha...

W gwoli ścisłości. Marlenka to obrzyn. Tak potężnie wyglądającej broni nigdy nie widziałem. Dwustrzałowe cacko, masywne i ciężkie. Wytrzymałe za pewne również. Nigdy... nigdy nie miałem tak potężnej broni w ręku. Gdy BS przypatrzył się jak pieszczę jego laskę uśmiechnął się i powiedział ku mojemu szczęściu... i trwodze zarazem.

- Jest twoja. Ale najpierw coś dla mnie zrobisz.

A to nieznośny frajer... Za dobrze mnie zna. Wiedział że mi się przyda darmowa spluwa i wiedział że zgodzę się na wszystko by ją mieć. BS to przyjaciel który dobrze cię zna... i chwałą mu za to.
Zadanie było proste. Na okolicznych terenach znajdują się pozostałości po fabrykach, hutach i tym podobnych. Jeden z wiecznie pijanych "zbieraczy" ruszył do jednej z nich. To było trzy dni temu. Ponoć jego przyjaciel, niejaki Jack, daje za niego ciekawą sumkę. Z żywego oczywiście większą. Nie są to astronomiczne kwoty ale nawet za to 250$ i Marlenkę jestem gotów do boju.
Pijak nazywa się Mike i poszedł do tej fabryki na skraju kanionu z wielkimi literami GM na ocalałych fragmentach ścian. Pełno tam żelastwa i elektroniki więc często się tam zapuszczają tacy jak on.

Ruszyłem od razu obiecując mu 3/4 nagrody. Przez trawiaste pole aż do granic.
Niestety nim tam dotarłem natrafiłem na, nazwijmy to, problem. Dość powiedzieć że... Czczą Piwo, Cuntry, Boga i Nascar... W takiej kolejności